Inicjatywa spodobała mi się od razu jak o niej usłyszałam, ale że dopiero w połowie miesiąca udało mi się rzeczywiście dotrzeć na jakiekolwiek spotkanie, to siedziałam cicho. Co będę się wypowiadać jak się nie znam. Teraz się znam, to się wypowiem, tym bardziej, że Miesiąc Spotkań Autorskich spodobał mi się w praktyce jeszcze bardziej niż w teorii. No i jaram się wczorajszym spotkaniem z Jurijem Andruchowyczem. Tak właściwie to głównie się jaram, a w przerwach ubolewam, że nie mogę być na wszystkich spotkaniach.
Na początek może trochę teorii, zapożyczonej ze strony festiwalu, bo przecież oni sami o sobie opowiedzą najlepiej:
Festiwal Miesiąc Spotkań Autorskich powstał w 2000 r. w Brnie i stopniowo rozszerzył się na dalsze miasta. W ostatnich czterech latach odbywa się w Brnie, Koszycach, Ostrawie i Wrocławiu. Program Miesiąca Spotkań Autorskich co roku startuje w lipcu i następnie dzień po dniu odbywa się bez przerwy w każdym z wymienionych miejsc przez 31 dni.
Tegoroczny Miesiąc Spotkań Autorskich trwa od 1 lipca do 4 sierpnia w Brnie, Koszycach, Ostrawie i Wrocławiu. Gościem honorowym tej edycji jest Ukraina. Zaprezentuje się łącznie 21 pisarzy polskich, 10 czeskich/słowackich i 31 ukraińskich. We Wrocławiu spotkania odbywają się codziennie w Mediatece, pierwsze o 19:00 (pisarze polscy, czescy i słowaccy) i drugie zaraz potem, o 20:30 (pisarze ukraińscy).
Tak się złożyło, że dopiero wczoraj udało mi się dotrzeć do Mediateki na jedno ze spotkań i na całe szczęście ten pierwszy pasujący mi dzień należał do Jurija Andruchowycza. Nie mam szczęścia do tego pisarza i ostatnio podczas Targów nie mogłam być na spotkaniu, co ciężko odchorowałam. Pocieszył mnie dopiero ostatni egzemplarz podpisanej przez niego książki "Szcze ne wmerła i nie umrze", upolowany dzień później. Niemniej jednak tym razem się udało i bardzo mnie to cieszy, bo spotkanie było świetne. Żałuję, że tak krótkie, bo niektóre wątki i dyskusje można by ciągnąć bardzo, bardzo długo.
Tak się rozochociłam, że dzisiaj znowu ruszyłam do Mediateki, tym razem na autora czeskiego. Kto powiedział, że trzeba znać twórczość autora, na spotkanie z którym się idzie? Stwierdziłam, że trzeba zacząć poszerzać horyzonty i korzystać z wolnego wieczoru. Trafiłam na Jaroslava Rudiša. Efekt jest taki, że teraz mam ochotę czytać jednocześnie "Ciszę w Pradze" i "Koniec punku w Helsinkach", a w międzyczasie jechać do Pragi. Słuchało się równie dobrze jak Andruchowycza, choć w tym wypadku w większości polegać musiałam na tłumaczeniu, bo po czesku to ja rozumiałam może co piąte słowo. Rudiš świetnie się rozgadywał, a ja znowu chętnie słuchałabym dłużej.
Moja przygoda z MSA jeszcze się nie kończy, choć niestety nie pójdę na te spotkania, na których najbardziej mi zależy. Na przykład jutro na Rankova, choć chętnie podsunęłabym mu do podpisu "Zdarzyło się pierwszego września (albo kiedy indziej)". W każdym razie każdego kto jest teraz we Wrocławiu zachęcam do wieczornej wizyty w Mediatece. Jest naprawdę fajna atmosfera, a autorzy wszyscy tacy jakby... nasi. Pełny program festiwalu jest dostępny na ich stronie internetowej, a całość na bieżąco można śledzić na fanpage'u :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz