Nasłuchałam się zachwytów nad Miłoszewskim, to raz. Dwa, że od dłuższego czasu dręczy mnie poczucie zaniedbania polskich kryminałów. Podobno jest tego sporo i to nawet w dobrej jakości, a ja ciągle tylko zagraniczne. Cudze chwalicie, swego nie znacie ;) No i na koniec - widziałam film "Ziarno prawdy" i wsiąkłam w ten klimat.
"Ziarno prawdy" mnie na razie nie kusi, bo to jednak kryminał i nawet jeśli są różnice między filmem a książką, to jednak wolę poczekać, aż szczegóły zatrą mi się w pamięci. Tymczasem sięgnęłam po "Uwikłanie", bo przecież to pierwsza książka o Szackim, więc od czego zacząć jak nie od niej. Od razu mówię, że dołączyłam do fanów Miłoszewskiego i momentalnie przekonałam się do polskich kryminałów. Umiejscowienie kryminalnej intrygi w znajomych i współczesnych realiach to jest jednak to!
Sam Teodor Szacki nie wzbudził we mnie jakichś szczególnych emocji. Nie pokochałam go, nie wkurzał mnie, nie uznałam go za geniusza, jest jak dla mnie taki zwyczajny (na tyle na ile może być bohater kryminału, aby nie stać się bezbarwnym), ale to tylko działa na korzyść książki. Ci wszyscy aspołeczni supergeniusze w typie Sherlocka Holmesa czy Herculesa Poirot to już taki standard, że miło poczytać o kimś względnie normalnym. Choć trochę brak mu poczucia humoru, które jednak nadrabia za dwóch policjant Oleg Kuzniecow. Tego drugiego z resztą bardzo polubiłam.
Jeśli chodzi o intrygę, to pomysł na morderstwo i motyw jest moim zdaniem świetny. Piszę "moim zdaniem", bo spotkałam się z opiniami, że jest zbyt wydumany, przekombinowany i mało przekonujący, z czym kompletnie się nie zgadzam. Dla mnie właśnie sam pomysł (odwołujący się do klasyki gatunku, czyli mocno ograniczonego grona podejrzanych, z których nikt nie ma rzetelnego motywu ani alibi. Poza tym zachwycił mnie sposób w jaki Miłoszewski pisze. Wszystkie emocje bohaterów czułam bardzo dokładnie, tak samo jak dokładnie potrafiłam sobie wyobrazić mało urodziwego denata. Wciągnęła mnie ta książka w stu procentach, po wieczornej lekturze w snach plątały mi się jej wątki i bohaterowie. Ostatecznie musiałam przerwać lekturę jakieś 30 stron przed końcem i iść do pracy. Bite osiem godzin miałam w głowie Szackiego, terapię ustawień i pytanie - o co w tym wszystkim chodzi? Bo oczywiście całkowite rozwikłanie zagadki znajdujemy dopiero na ostatnich stronach.
Życzę sobie, żeby wszystkie książki, które czytam wciągały mnie w takim stopniu i tak działały na wyobraźnię. Panie Miłoszewski, chapeau bas! Będę czytać dalej!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz