Zostałam ostatnio
zapytana dlaczego gromadzę książki. Bo gromadzę, to żadna
tajemnica. No więc zapytano mnie dlaczego to robię, skoro do
większości nie zajrzę drugi czy trzeci raz. Nie doszłam do zbyt
konstruktywnych wniosków, ale pomyślałam, że przecież nie tylko
ja tak mam! Blogerzy książkowi przyznają się bez bicia do
uginających się regałów i piętrzących się na podłodze stosów.
Wciągnęłam kilka osób w dyskusję na ten temat. Czy kupują
książki, trzymają je w domu, oddają znajomym, sprzedają?
Wypożyczają w bibliotekach albo czytają ebooki, które oszczędzają
miejsce na półkach?
fot. Stewart Butterfield |
Korzystam właściwie z każdej formy czytelnictwa. Pożyczam od znajomych, czasem z
bibliotek, kupuję ebooki... Ale zdecydowanie najbardziej lubię
kupować papierowe egzemplarze, które potem z dumą stawiam na
półce. Pod warunkiem, że jest dla nich miejsce... Uwielbiam mieć
książki na własność i ciężko mi się z którąś rozstać.
Chyba, że kompletnie mi się nie podobała i nie dobrnęłam do
końca. Wtedy bez żalu wystawiam na aukcji, wymieniam się,
prezentuję znajomym i nieznajomym.
To nie jest tak, że
każdą książkę, którą zobaczę muszę mieć na własność. Ale
znacie ten żart, kiedy kobieta kupuje kolejne drogie buty, bo wołały
do niej „mamo!”? Z książkami jest tak samo – niektóre po
prostu krzyczą, żeby je przygarnąć. Te, które nie mnie nie wołają mogę
spokojnie pożyczyć albo upolować na jakiejś ebookowej promocji.
Bo fajnie przeczytać, ale nie musi stać na półce. Uwielbiam mieć
na książkach autografy dedykacje, bo one dodają książce
wyjątkowości.
Obnoszę się moimi
zapchanymi półkami z dumą i chętnie pożyczam jeśli ktoś chce
coś przeczytać. Jeśli nie chce to wpycham na siłę na zasadzie: "to jest genialne, MUSISZ PRZECZYTAĆ I NIE DYSKUTUJ!" albo subtelniej: "może chcesz jakąś książkę..?". Taka moja prywatna
krucjata na rzecz czytelnictwa. Poza tym sama uwielbiam wchodzić do
domów, w których są książki. Nie mogę się wtedy powstrzymać, przeglądam co czytają mieszkańcy i wyłapuję wspólne tytuły.
I tak jak przewidywałam – nie jestem
sama w tym szaleństwie. Większość zapytanych osób podziela moją
miłość do gromadzenia książek. Daria K. z Internetowej Biblioteczki
stwierdza, że zdecydowanie woli kupować niż wypożyczać książki,
bo lubi się nimi otaczać. Książki urastają do rangi
„przyjaciół”, których się nie pożycza i nie sprzedaje (przy
okazji dyskusji okazało się, że drażliwym tematem jest pożyczanie
książek, bo lubią ginąć w niewyjaśnionych okolicznościach i
nigdy nie wracać do właścicieli). Panna_Indyviduum
mówi, że nie zrobi tego pod żadnym pozorem i prędzej zostanie
przez książki wypchnięta z własnego mieszkania, niż się ich
pozbędzie. Sardegna
dodaje, że stara się zapewnić „godną przyszłość” swoim
książkom:
Staram się, aby moje dzieci pokochały książki tak jak ja. Żebym mogła komuś na starość przekazać mój księgozbiór. Nie wyobrażam sobie, aby po mojej śmierci biblioteczka została wywalona na śmietnik... brr...
Bardzo
spodobała mi się wypowiedź autorki bloga
Honoratka i ja:
Gromadzenie książek mnie uspokaja. Lubie kupować, kurier z książkową paczką zawsze mi poprawia humor, ale bardzo lubię wyprawy do biblioteki i zarażam tym moje Małe. Książki porządkują rzeczywistość w której żyję i tą w mojej głowie, czyli generalnie porządkują mój świat. Wracam do starych lektur, trochę jak do partnerów w dyskusji, zazwyczaj spowodowane jest to nowymi pozycjami. Po książkach piszę (zawsze ołówkiem), notuje w nich pomysły i przemyślenia. Fragmenty i cytaty które mnie najbardziej ujęły przepisuję do swojego kajecika.
Mówi się "jesteś tym co jesz", a ja dodałabym, że jesteś też tym co czytasz. A niektórzy są jeszcze bardziej tym co czytają i trudno im rozstać się z częścią siebie. Na przykład mnie. Większość książek w jakiś sposób na mnie wpływa i kiedy patrzę na okładkę, ten wpływ wraca jak wspomnienia.
Ale podobno z tego się wyrasta.
Pojawiły się głosy, że w pewnym momencie zaczyna się ograniczać
ilość posiadanych książek do minimum, a pozostałe posyła się w
świat. Najlepszym tego przykładem jest Grzegorz Raczek, redaktor portalu duzeka.pl:
Kiedyś miałem kilkanaście tysięcy sztuk, ale zauważyłem, że fajniej niż mieć jest je komuś innemu dać. I tak zacząłem wspierać akcje, konkursy, biblioteki. Teraz w domu mam ledwo kilkaset sztuk. Zatrzymuję głównie te z autografami - reszta idzie w świat. (...) Ze zbieractwa wyleczyły mnie liczne przeprowadzki i prowadzenie portalu, kiedy zaczęły się do mnie zgłaszać małe biblioteki, organizatorzy konkursów dla dzieciaków i dorosłych. Poza tym kilka lat temu wydawnictwa były bardziej hojne w rozdawnictwie i w ciągu miesiąca przychodziło do mnie kilkadziesiąt pozycji. W życiu bym tego nie przeczytał, a w domu książki tylko kurz zbierały i żółkły. Zamordowałem psa ogrodnika w sobie i rozdałem w ciągu kilku lat prawie całą bibliotekę. I nie żałuję!
Może i ja dojdę w końcu do takich
wniosków. Na razie upajam się ustawionymi równiutko na półce
grzbietami i snuję wizję przyszłej wielkiej biblioteczki.
Kompletuję serie, autorów i raz za razem adoptuję jakiś tytuł,
wołający z księgarni „Weź mnie do domu!” ;)
A mnie w dyskusję nie wciągnęłaś :(
OdpowiedzUsuńOj, bo to na jednej grupie się nawiązała dyskusja :) Ale możesz się włączyć teraz i tutaj ;)
UsuńJa chyba nigdy nie zacznę rozdawać moich książek. Mam już prawie dwa tysiące sztuk i nadal je zbieram. To moje skarby.
OdpowiedzUsuńA ja puszczam książki dalej. Zostawiam tylko te, które chcę, żeby przeczytały moje dzieci. :)
OdpowiedzUsuńPrzez długi czas pożyczałam książki z biblioteki, ostatnio coraz więcej gromadzę swoich własnych, ale raczej nie kupuję powieści :)
OdpowiedzUsuńJa mam swój regał, Mama swój, a jeszcze mamy masę książek z bibliotek. Ciągle mało, mało, mało. A jeszcze mam notatniki, co chcę przeczytać, co chcę kupić... ;)
OdpowiedzUsuńtez uwielbiam gromadzić książki. Obawiam się wręcz tego, ze gdyby jakiś ulubiony tytuł został ponownie wydany w innej szacie graficznej, to mogłabym go kupić, a "stara " wersje sprzedać :) Poza tym zawsze sobie mowie, ze książki to świetna inwestycja :)
OdpowiedzUsuńBrałam udział w tej dyskusji i bardzo podobała mi się właśnie wypowiedź Sardegny, z którą zgadzam się stuprocentowo, a także pomysł Grzegorza Raczka. Ja też kiedyś nie wyobrażałam sobie pozbycia się choćby jednej książki, ale przy okazji remontu stwierdziłam, że trzeba coś zrobić, bo przestaję się mieścić w regałach (a mieszkam w domu, nie w mieszkaniu, miejsca jest całkiem sporo, więc wyobraźcie sobie) i tak rozpoczęła się moja akcja znajdowania książkom nowego domu. Część sprzedałam, większość rozdałam, zwłaszcza te, które sama otrzymałam przekazałam dalej, do znajomych, do biblioteki, do domu dziecka. Niech się inni nacieszą lekturami, do których ja już nie wrócę, w ten sposób książka żyje. Ale nie uważam, że gromadzenie książek to coś złego czy dziwnego, jeżeli ktoś to lubi, ma taką potrzebę, ma miejsce (nie oszukujmy się to ważna kwestia) to dlaczego miałby tego nie robić?:)
OdpowiedzUsuń