W lutym wróciłam do książki, kilka dni temu w telewizji obejrzałam film "Akcja pod Arsenałem" z 1977 roku. Można powiedzieć, że do seansu "Kamieni na szaniec" przygotowałam się dość dokładnie. Czekałam na ten film i miałam wobec niego wielkie nadzieje. A to chyba najgorsze co można zrobić - mieć wielkie wyobrażenia o filmie tylko dlatego, że powstaje w oparciu o genialną książkę czy historię. Po raz kolejny okazało się, że z genialnej książki nie da się zrobić genialnego filmu. Trudno jest nawet zrobić DOBRY.
Zacznijmy od tego, że cała masa wątków została potraktowana po macoszemu. Zabrakło porządnego wprowadzenia i pokazania akcji Małego Sabotażu. A przecież od tego się zaczęło. Poza tym przez to, że zostałam przez autorów rzucona od razu w sam środek działań Szarych Szeregów, dłuższą chwilę zajęło mi połapanie się kto jest kim. Cała akcja skupia się właściwie na aresztowaniu Rudego i jego odbiciu. Owszem - to było coś naprawdę dużego, ale przecież "Kamienie na szaniec" to nie tylko akcja pod Arsenałem... Co gorsza, kompletnie zignorowany w całym filmie został Alek. Przewija się na początku, pojawia się jego słynna skórzana kurtka, a potem po prostu ginie. Tak, Alek w tym filmie ginie 'tak po prostu'. Gdyby nie to, że ktoś krzyczy jego imię, można by tego w ogóle nie zauważyć.
Fajnie, że pokazano związki i dziewczyny. To też ważne, bo pokazuje, że życie toczyło się dalej, a miłość nie czekała na koniec wojny. Ale zabrakło przyjaźni między chłopakami. Ich przywiązania do siebie. Wrażliwości, tego co czuli. Zośka jest pokazany jako zdeterminowany, bezczelny i jakiś taki sfrustrowany, a przecież nie takim przedstawił go Kamiński.
Żeby nie było tak czarno, film ma kilka zalet. Zdecydowanie jedną z nich są zdjęcia. Bardzo podobały mi się na przykład ujęcia na początku przesłuchania Rudego, gra światła, szybkie zmiany w kadrze, to zrobiło świetny efekt. Jeśli chodzi o aktorstwo, to co tu dużo mówić - Żmijewski, Globisz, Chyra... Młode pokolenie też dało radę, choć w przypadku Rudego (Tomasz Ziętek) najwięcej robiła jednak charakteryzacja. Bardzo, bardzo dobry okazał się Marcel Sabat w roli Zośki. Choć, jak już mówiłam, nie jestem zachwycona tym jaka jest w filmie ta postać, to zagrana została fantastycznie.
Rozumiem, że film nie musi być idealnym odzwierciedleniem książki. Że jest miejsce na jakąś fikcję, na wizję reżysera, i że nie można w nim zmieścić wszystkiego, bo musiałby trwać cztery godziny. Rozumiem nawet, że reżyser nie zamierzał stawiać bohaterom pomników. Ale bez pewnych elementów, jak przyjaźń i wartości wyznawane przez bohaterów, sabotaż, śmierć (i postać) Alka, ta historia jest po prostu niepełna. Nie robi wrażenia. Po raz kolejny w polskim kinie mam wrażenie, że w połowie ktoś stwierdził: "trzeba by kończyć" i skończył. A że został jeden bohater żywy, to trzeba pokazać jak ginie. Też bez sensu i bez kontekstu. Tak zwyczajnie.
Po bardzo dobrym zwiastunie i piosence Dawida Podsiadło, która świetnie tam pasowała, spodziewałam się pięknej, wzruszającej opowieści o bohaterstwie i poświęceniu. Tymczasem wzruszyłam się tylko raz (kiedy umarł Rudy), a piosenka pojawiła się pod koniec napisów, kiedy już prawie wszyscy wyszli z sali. Gdybym nie znała tej historii i nie przeczytała książki, to z pewnością film by mnie do niej nie zachęcił. Ten film z pewnością oglądają i będą oglądać szkoły. Będą po niego sięgać uczniowie, którym nie chce się czytać lektury. Zobaczą grupę chłopaków, którzy chcieli sobie postrzelać, zbuntować się i dali się pozabijać. To smutne.
fot.1 ewawojciechowska.pl, fot.2 noircafe.pl, fot.3 prawymsierpowym.pl
fot.1 ewawojciechowska.pl, fot.2 noircafe.pl, fot.3 prawymsierpowym.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz