Po wrażeniu, jakie zrobiła na mnie "Kasacja", od razu rzuciłam się na "Zaginięcie". No, zaraz po tym jak przeczytałam inne superważne książki, które musiałam mieć już teraz natychmiast. Tak dużo książek, tak mało czasu... Ale ostatecznie wytyczną miałam tylko jedną - przeczytać do końca marca, żeby móc od razu wziąć się za kolejną część, która ma premierę 30.03. Tak sobie to sprytnie wykombinowałam i nawet mi wyszło, więc teraz niecierpliwie czekam na marzec.

W "Zaginięciu" ponownie spotykamy się z Chyłką (love!) i Oryńskim, który ciągle jest jej podopiecznym i całkiem zgrabnie radzi sobie w prawniczym świecie. Choć na moje oko... aż tak bystry to on nie jest i czasem się zastanawiam jakim cudem trafił do tak dobrej kancelarii. Mniejsza z tym - tworzą całkiem zgrabny duet, a teraz stają przed kolejnym wyzwaniem. Jak bronić kogoś, na kogo wskazują wszelkie dowody choć ostatecznie racjonalnego motywu brakuje? W dodatku dziecko (bo o zaginięciu dziecka tu mowa) zniknęło bez śladu, dosłownie rozpłynęło się w powietrzu.
Remigiusz Mróz świetnie nawiązuje tu do sprawy Madzi z Sosnowca (właściwie sami bohaterowie w książce do tego nawiązują), a ja lubię takie osadzanie akcji w rzeczywistości. Tak samo jak lubię kiedy bohaterowie używają rzeczywiście istniejących marek i w nosie mam czy to lokowanie produktu, bo dla mnie książka ma być realistyczna (przynajmniej TAKA książka) a nie mdła. Jeśli bohater pije Red Bulla to ja chcę o tym wiedzieć, tak samo jak zdecydowanie wolę jeśli bohater zapala Malboro, a nie jakieś bezimienne papierosy, bo to przynajmniej coś o nim mówi. A jeśli akcja kryminału toczy się w Polsce, to nawiązywanie do głośnych spraw, do istniejących postaci i wydarzeń jest najlepszym co można zrobić.
Chyłka i Kordian stają tutaj nie tylko przed kolejnym moralnym dylematem (bo cokolwiek by Chyłka nie mówiła, to jednak zastanawiają się ciągle czy bronią winnych czy niewinnych), ale też przed presją czasu (bo może dzieciak żyje i można go uratować) i realnym zagrożeniem. Jest mnóstwo emocji, zwrotów akcji, znowu co i rusz zmieniałam zadanie odnośnie winy i przebiegu zdarzeń. Bawiłam się przy tym świetnie, choć na dłuższą metę było to męczące. Ale, ale! to takie pozytywne zmęczenie, pełne ekscytacji.
Mnóstwo emocji dostarczają też relacje między samymi bohaterami, więc nie można się nudzić. Żeby było ciekawiej, autor postanowił zakończyć całość w taki sposób, żebyśmy przebierali nóżkami w miejscu w oczekiwaniu na ciąg dalszy. Ja już przebieram!