Nasłuchałam/naczytałam się. Że Mróz to, Mróz tamto, omójborzetucholskiMróz, blablabla-Mróz... Najpierw spokojnie, powoli. Potem więcej. Aż w końcu stwierdziłam, że Mróz jest wszędzie, wszyscy go już czytali i wszyscy go kochają. No to nie mogę być gorsza, prawda? Postanowiłam zgodnie z sugestią Karoliny z bloga Tanayah czyta zacząć od "Kasacji".
Sugestia była trafna, bo już od pierwszych stron przypadli mi do gustu główni bohaterowie. W zasadzie to głównie Chyłka, która namiętnie słucha Iron Maiden, wciąga steki w Hard Rock Cafe i próbuje na to samo nawrócić Zordona... tfu! Kordiana.
Pozornie od początku wszystko w tej sprawie jest jasne - jest miejsce zbrodni, ofiara, sprawca. Prawnikom pozostaje tylko tak poprowadzić sprawę, żeby ich klient nie spędził w więzieniu reszty życia tylko nieco krótszy okres. A potem sprawa komplikuje się po raz pierwszy, drugi, trzeci i nic już nie jest pewne. Ani dla bohaterów, ani dla mnie. Jest za to mnóstwo akcji, manipulacji, domysłów i kompletny brak twardych dowodów na cokolwiek. A kiedy już na koniec wydaje mi się, że wszystko jest jasne, to na ostatnich stronach autor funduje mi kolejne nieoczekiwane zwroty akcji, które ostatecznie zostawiają mnie przed tylną stroną okładki z kompletnie rozlanym dookoła mózgiem.
Prawnicze klimaty nigdy nie były moimi ulubionymi, więc trzeba naprawdę dobrej fabuły i fajnych bohaterów, żebym się wciągnęła. Tutaj dobra jest zarówno fabuła jak i bohaterowie. Trochę w klimacie serialu "Suits" - genialny prawnik z górnej półki, złośliwy, twardy i bezkompromisowy, a obok niego niewprawiony młodzian, który szybko się uczy, ale jest na samym końcu kancelaryjnego przewodu pokarmowego. Do tego wspólna sprawa, która angażuje i spędza sen z powiek i mamy naprawdę dobry kryminał prawniczy, czy jak ten gatunek nazwać.
Ale to co najważniejsze to fakt, że nie da się ukryć - Remigiusz Mróz dobrym pisarzem jest. Wszystko zgrabnie się łączy, tempo nie odpuszcza nawet na chwilę i nie pozwala się nudzić. Językowo - rewelacja. No majstersztyk po prostu.
Bez wahania sięgnęłam też po drugą część z cyklu (będzie o "Zaginięciu" jeszcze na blogu) i niecierpliwie czekam na trzecią. W planach mam "Ekspozycję". Zamrozowałam się, nie ma co. I w tym wypadku potwierdzam, że szum wokół autora jest w 100% uzasadniony.