W lipcu ubiegłego roku z ciekawości sięgnęłam po darmowego ebooka o ciekawym opisie i intrygującym tytule: "Zrobiłbym coś złego". Tym samym wpadłam przypadkowo na naprawdę dobry debiut Michała Chmielewskiego. Na tyle dobry, że kiedy dostałam propozycję przeczytania kolejnej jego powieści jeszcze przed tym jak ujrzy światło dzienne, nie zastanawiałam się nawet przez chwilę. Tak w moje ręce wpadł "Horyzont zdarzeń", który kończyłam czytać z zapartym tchem w ciemnym autobusie stojącym na pętli.
Nie za wiele mogę napisać, bo po pierwsze to nie jest ostateczna wersja książki, a po drugie wciąż czeka na swoją premierę. Postanowiłam jednak napisać kilka zdań, dopóki emocje nie opadły. A nuż kogoś zainteresuje i już po wydaniu sięgnie po tę książkę.
Akcja "Horyzontu zdarzeń" toczy się w znanym mi już z poprzedniej książki miasteczku Baskin, tym razem w czasach zdecydowanie współczesnych. Bohaterowie to mieszkająca tam rodzina z trójką dzieci. Właściwie nie tyle rodzina, co każdy z jej członków z osobna, bo każdy ma swoje własne problemy i demony, sposoby na radzenie sobie z nimi. To rodzina jakich zapewne wiele w Polsce - pijący, agresywny ojciec, który łapie od czasu do czasu jakieś fuchy; matka, która stara się panować nad tym wszystkim; nastoletnia zbuntowana córka i jej wycofany młodszy brat, który nie ma możliwości rozwoju i nie radzi sobie z sytuacją w domu; do tego kilka osób z ich otoczenia.
Każdą z postaci poznajemy osobno, wszystkie wydarzenia widzimy z ich indywidualnej perspektywy i możemy z łatwością wczuć się w ich emocje i uczucia. Gorąco kibicowałam niektórym bohaterom i łapczywie łapałam się każdej iskierki nadziei na rozwiązanie ich problemów, wyciągnięcie ich z tej czarnej dziury, w której tkwią. Podchodziłam do tego bardzo emocjonalnie, aż do samego końca, gdy na ostatnich stronach dochodzimy do punktu kulminacyjnego...
Po namyśle stwierdzam, że w jakimś sensie "Horyzont zdarzeń" przypomina "Trafny wybór" Rowling. Tyle tylko, że w naszych realiach i na dużo mniejszą skalę, bo występuje w nim mniej bohaterów i pojawia się mniej wątków, ale wrażenia po lekturze miałam dość podobne. Chociaż... "Horyzont zdarzeń" nie ciągnie się nieznośnie przez kilkaset stron. Jest zwięzły, pełny akcji i emocji, przez co książkę połyka się błyskawicznie, ale mimo to można się szybko przywiązać do bohaterów i kibicować im. Ja po przeczytaniu tej książki wciąż kibicuję bohaterom i dopowiadam sobie sama jak powinny się teraz potoczyć ich losy...
Po namyśle stwierdzam, że w jakimś sensie "Horyzont zdarzeń" przypomina "Trafny wybór" Rowling. Tyle tylko, że w naszych realiach i na dużo mniejszą skalę, bo występuje w nim mniej bohaterów i pojawia się mniej wątków, ale wrażenia po lekturze miałam dość podobne. Chociaż... "Horyzont zdarzeń" nie ciągnie się nieznośnie przez kilkaset stron. Jest zwięzły, pełny akcji i emocji, przez co książkę połyka się błyskawicznie, ale mimo to można się szybko przywiązać do bohaterów i kibicować im. Ja po przeczytaniu tej książki wciąż kibicuję bohaterom i dopowiadam sobie sama jak powinny się teraz potoczyć ich losy...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz