Ponieważ postanowiłam zapoznać się w końcu z serią "Opowieści z Narnii", a na początek zaopatrzyłam się w dwie pierwsze części, przyszła pora na "Księcia Kaspiana". Przypominanie sobie albo poznawanie pominiętych w dzieciństwie książek ma poważną zaletę. Przeważnie są to książki w miarę krótkie, czytają się szybko i idealnie sprawdzają się kiedy na żadną większą lekturę nie ma się ochoty.
Potwierdziły się moje wielkie nadzieje, które w tej serii pokładałam. Pierwsza część była fajna, ale nie było to jeszcze coś co by mnie w stu procentach zachwyciło. Ale "Lew, czarownica i stara szafa" była na tyle dobra, że zapowiadała całkiem ciekawą serię i z zainteresowaniem sięgnęłam po drugą część. Całe szczęście, bo po tej książce wsiąkłam w świat Narnii już na dobre!
"Książę Kaspian" to kolejna niespodziewana wizyta głównych bohaterów - czwórki rodzeństwa - w krainie Narnii. Choć dla nich, żyjących w naszym świecie, minął zaledwie rok, Narnia przeżyła w tym czasie setki lat. To nie jest już ta sama Narnia, którą zostawili wracając przez starą szafę do swojego życia. Znajome miejsca zarosły ogromną, dziką puszczą, a oni sami są dla obecnych mieszkańców krainy tylko mało wiarygodną legendą. Znów jednak Narnia wpadła w ręce niewłaściwych władców i potrzebuje pomocy, żeby przywrócić ład, porządek i spokój.
W tej części jest moim zdaniem dużo więcej akcji, emocji i cała Narnia jest jeszcze lepiej opisana. "Książę Kaspian" pozwala przenieść się do innej rzeczywistości i oderwać się od padającego za oknem deszczu. To fascynująca podróż i walka o przywrócenie Narni właściwych wartości, a także o przypomnienie jej mieszkańcom zapomnianej historii tej krainy. Dużo bardziej wyraziste są też postaci, które pokazują całe spektrum ludzkich zalet i przywar. Chętnie wrócę tam jeszcze kilkakrotnie, bo ta książka była fantastyczną przygodą. Zdecydowanie polecam na zimowe wieczory!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz