Czas na małe podsumowanie. Podsumowanie roku, który już minął, bo przecież tak z głowy nie pamięta się wszystkiego co wydarzyło się przez 12 miesięcy i przypadkiem można zapomnieć o wielu świetnych chwilach. Albo takich, które powinny dawać do myślenia. Zapraszam!
W moim wypadku do podsumowań najlepiej sprawdza się... Facebook. Nie prowadzę kalendarza (a jeśli już to nie na tyle rzetelnie, żeby móc coś z tego wyciągnąć), ale choćby krótka wzmianka na FB przy okazji wyjazdów czy wydarzeń zwykle się pojawia. Trochę to przerażające, ale przynajmniej mogę teraz wykorzystać ;) To co, jedziemy po kolei?
Styczeń - rok zaczęłam od braku śniegu we Wrocławiu i iście wiosennej pogody. Mimo to wybrałam się na narty i udało mi się znaleźć zimę!
Luty - wybraliśmy się do Szklarskiej Poręby, gdzie akurat odbywał się festiwal "Trójka górom". Pogoda nie była najlepsza i nie udało się z powodu wiatru wjechać na Szrenicę, ale byłam na spotkaniu z Kingą Preis, którą uwielbiam! A teraz do kin wszedł film "Córki dancingu", o którym między innymi na nim opowiadała :)
Marzec był tak wiosenny, że zaczęłam jeździć na rolkach, ale w górach ciągle można było znaleźć trochę śniegu. I na przykład zrobić świetne ognisko i imprezę w schronisku na Stożku, albo pojeździć na nartach w pierwszy dzień wiosny. Albo wszystko na raz ;)
Kwiecień to miesiąc przeprowadzki, ale też otwarcia sezonu wyścigowego na Partynicach i nadania Wrocławiowi Trójkowego Znaku Jakości. Z tej okazji zrobiłam sobie zdjęcie z Markiem Niedźwieckim i do dzisiaj się jaram! No i w kwietniu zaczęłam zabawę z kolorowankami ;)
Maj - koncert Roberta Kasprzyckiego, jednodniowa wycieczka do Wałbrzycha (trzeba poznawać okolicę!), Targ Śniadaniowy we Wrocławiu i lemoniada pokrzywowa... Niby nic wielkiego, ale wspomnienia świetne :)
Czerwiec - trzeci już Bieg dla Słonia, niezmiennie wspaniały! Ale głównym punktem programu był wyjazd do Poznania. Weekend gorący i deszczowy, ale coś tam udało się zobaczyć. Samoloty na przykład. I czołgi. I zachód słońca.
Lipiec - miesiąc moich urodzin, więc sorry, ale go zdominowały ;) Spędziłam je w Tatrach, w dniu urodzin pierwszy raz (wcześniej się nie złożyło) weszłam na Giewont i dostałam genialny tort :)
Sierpień - Warszawa, Wilno, a na koniec zmiana pracy. To chyba najbardziej intensywny miesiąc minionego roku :)
Wrzesień - mały wypad nad Jezioro Żywieckie (kąpiel w jeziorze we wrześniu bardzo na tak! (Tylko potem się trochę kicha...). Muzeum Browaru Żywiec bardzo polecam, warto się wybrać :) Z na zakończenie miesiąca wyczekiwany długo koncert "Pieśni Szczęścia" na Kadzielni w Kielcach. Plenerowy, a jakże by inaczej. Wychodzi na to, że wrzesień minął mi na marznięciu ;)
Październik - już chciałam powiedzieć, że w październiku nic ciekawego się nie działo, ale przecież był uzdrowiskowy weekend! Pierwotnie w planach była tylko Kudowa zdrój, ale ostatecznie odwiedziliśmy też Polanicę :) Byłam też na wystawie Body Worlds, która pod koniec roku gościła we Wrocławiu.
Listopad upłynął bez szczególnych atrakcji, chyba jako jedyny ;) Za to w grudniu na chwilę wyrwaliśmy się do Zakopanego, poszukać zimy. Znaleźliśmy ją dopiero na szczycie Kasprowego, ale za to opustoszałe w tym okresie Zakopane przypomniało o swoim uroku.
Końcówka roku nie była dla mnie zbyt dobrym czasem i w sumie cieszę się, że zaczynamy nowy rok. Ale patrząc na to podsumowanie stwierdzam, że jakimś cudem udało mi się całkiem sporo w tym 2015 upchnąć ;)
Widziałam też całkiem sporo filmów, ale nie prowadzę na tyle skrupulatnej listy, żeby móc to jakoś podsumować. Ale kilka dobrych zapamiętanych mogę wymienić: "Ziarno Prawdy", "Piąte: nie odchodź", "Idol", "Gra tajemnic", "Teoria wszystkiego".
Jeśli chodzi o czytanie, to 52 książki w tym roku nie padły. Zakończyłam rok z liczbą 42 książek na koncie. Niektóre miesiące miałam bardzo słabe czytelniczo (np. lipiec), ale też sporo nadgoniłam w grudniu. Ostatecznie jestem z wyniku zadowolona, bo po co się spinać.
NAJLEPSZE książki przeczytane w tym roku:
NAJSŁABSZE książki przeczytane w tym roku:
W zasadzie żadna z tych najsłabszych nie jest jakaś wyjątkowo zła. Można przeczytać, są całkiem ok, ale jednak mnie rozczarowały. "Czerwone gardło" na przykład jak na razie jest moim zdaniem najsłabszą z przeczytanych przeze mnie książek Nesbo. "Ucząc psa czytać" uleciała z mojej pamięci chyba w ciągu miesiąca. Pozostałe trzy książki to takie lekkie czytadła, ale bez szału - spodziewałam się czegoś lepszego.
Cała reszta przeczytanych przeze mnie książek była na dość wysokim i wyrównanym poziomie. Właściwie to spokojnie do tych najlepszych mogłabym coś jeszcze dodać, ale postanowiłam się trochę ograniczyć, bo z każdą kolejną książką mam wrażenie, że jakąś krzywdzę.
W 2016 będę walczyć o więcej i myślę intensywnie nad jakimś własnym wyzwaniem. Na ten moment próbuję uczestniczyć w wyzwaniu "Wyczytuję domowe zapasy książek" od Panny Kac. Próbuję, bo od kiedy do niego dołączyłam kupiłam chyba z 10 nowych książek i ebooków, więc na razie zapasy narastają zamiast topnieć... ;)
Ja w ogóle lubię nowe początki. Lubię ten efekt pustego zeszytu, kiedy można sobie wmawiać, że w tym roku na pewno będzie się ładnie pisać i podkreślać wszystkie tematy. A potem wiadomo - wychodzi i tak całkiem inaczej. Ale jak widać nawet działanie bez szczególnego planu może przynieść fajne efekty :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz