W dzieciństwie nie siedziałam co prawda całymi dniami w książkach, miłość doczytania przychodziła stopniowo, ale przecież każdy pamięta jakieś książki z dzieciństwa. U mnie w domu książki były zawsze i trochę książkowych wspomnień mam. Wiadomo - baśnie Andersena znałam na pamięć, "Królową Śniegu" kazałam sobie czytać sto razy, kilka pierwszych tomów "Ani z Zielonego Wzgórza" przeczytałam z wielką przyjemnością, kiedyś miałam jakąś dziwną fascynację "Awanturą o Basię" (nie wiem skąd mi się to wzięło), a kilka lat później przeczytałam wszystkie tomy Pottera w dwa tygodnie. Skupiłam się i zebrałam kilka tych ulubionych, które wspominam do dziś. Mam nadzieję, że wybrałam te trochę mniej oczywiste, bo celowo pominęłam takie evergreeny jak "Kubuś Puchatek" :)
Dawno, dawno temu. książek może nie kochałam, ale za to uwielbiałam komiksy. U Babci leżały "Kajko i Kokosz" i "Smerfy". O ile Smerfy z czasem trochę się ograły, tak do "Kajko i Kokosza" do dziś mam ogromny sentyment. Widać od zawsze miałam podświadomą słabość do słowiańszczyzny ;) Potem sama przez wiele lat zbierałam Kaczora Donalda i przestałam dopiero kiedy wywindowali ceny do takiego poziomu, że mnie zrazili. Z resztą, to już nie było to samo co dawniej, z rozrzewnieniem wspominałyśmy z koleżankami, że na początku każdy numer kosztował zaledwie 2,70 zł i nie skupiał się tylko na dołączaniu kiczowatych gadżetów. No ok, niektóre były fajne ;)
Zdecydowanie jedną z moich ulubionych postaci z dzieciństwa są Mordziaki! Kocham książkę Jolanty Hartwig-Sosnowskiej "Za półką z książkami", jest po prostu cudowna i niepowtarzalna. Osadzona w świecie, który znałam, pozwalała wierzyć, że gdzieś tam za książkami na półce mieszkają małe śmieszne stworzonka, które dbają o cały dom i jego mieszkańców. Na podstawie książki powstał serial „Mordziaki”, ale do niego nie mam sentymentu. Świat stworzony w mojej głowie podobał mi się zdecydowanie bardziej niż ten telewizyjny. No i ilustracje Jerzego Flisaka w wydaniu Naszej Księgarni są świetne :)
W tym zestawieniu nie może też zabraknąć oczywiście Joanny Chmielewskiej. Z serii dziecięcych i młodzieżowych, zdecydowanie największy sentyment mam do Pafnucego. Pewnie dlatego, że młodzieżówki w większości nadrabiałam dopiero później, niektóre czytałam całkiem niedawno. "Pafnucy i jego skarb" to była zdecydowanie pierwsza książka Chmielewskiej, jaką czytałam! No, w sumie nie zupełnie sama czytałam ;) Sympatyczny niedźwiedź i inne zwierzęta z lasu wzbudzają ogromną sympatię i trudno ich nie polubić. Rewelacja, a w dodatku w wydaniu, które ja mam również ładnie zilustrowana.
Miałam chyba jakieś 14-15 lat, kiedy gdzieś tam dołączono "Tomka w krainie kangurów". Do gazety, albo było to jakieś wydanie prasowe dostępne w kioskach...? W każdym razie Tomek Wilmowski trafił w moje ręce, a zaraz potem do mojego serca. Te nowe wydania urwały się po kilku kolejnych częściach, więc polowałam w antykwariatach na kolejne części, żeby skompletować całą serię. Najdłużej szukałam "Tomka w grobowcach faraonów" i na tej części najbardziej się zawiodłam - wyraźnie widać, że nie została ukończona przez Szklarskiego i ktoś jeszcze maczał w niej palce. Uprzedzając pytania spieszę wyjaśnić, że te książki znalazły się tu, wśród mniej oczywistych, bo nie była to zbyt popularna seria wśród moich rówieśników. Nie wiem czy ktoś z moich znajomych np. ze szkoły ją czytał ;) Mnie sentyment do serii pozostał i od jakiegoś czasu chodzi za mną myśl, żeby sobie ją przypomnieć...
Im dłużej piszę, tym więcej książek mi się przypomina, ale te zdecydowanie należą do najważniejszych. Teraz mam ochotę przeczytać je wszystkie, jedna po drugiej ;) Macie jakieś swoje perełki z dzieciństwa? Nie te, które czytali wszyscy i wiadomo, że są rewelacyjne, ale takie mniej popularne, a warte przeczytania?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz