Wylosowałam sobie książkę, która od jakiegoś czasu stała na półce. Strasznie chciałam ją przeczytać, ale nie do końca wiedziałam czego się po niej spodziewać. Czy będzie faktycznie zabawna, czy wręcz przeciwnie? Pełna liczb i faktów, jak to bywa z biografiami? Takich rozmów, wywiadów i biografii jest teraz w księgarniach mnóstwo, ale trzeba naprawdę dobrej historii i odpowiednich rozmówców, żeby to zagrało.
"Taka zabawna historia" tak naprawdę wcale nie jest jakoś szczególnie pogodna. Tytuł jest przewrotny i mocno ironiczny. Zaczyna się raczej smutno, bo wojną, pogromem, prześladowaniem i śmiercią... Ale nawet te wszystkie smutne historie są opowiedziane w tak uroczy sposób, z taką dawką autoironii, dystansu i anegdot, że nie sposób się nie uśmiechać podczas czytania. Później jest trochę lepiej, bo im później tym mniej było tych trudnych przeżyć, więcej życia i naprawdę już tym razem zabawnych historii. Szczególnie dużo jest ich w kontekście środowiska artystycznego oczywiście.
To jest bardzo specyficzna rozmowa, bo jest bardzo stonowana, widać wyraźnie, że Krzysztof Kowalewski waży słowa i nie pozwala przekraczać pewnych granic. Dlatego w niektórych miejscach pojawiają się inicjały - bo ktoś zapewne nie życzy sobie by o nim wspominano, wiele kwestii jest przemilczanych, tematy są zręcznie zmieniane, żeby nie wdawać się w szczegóły. Doskonale obrazuje to jeden fragment:
- Żałuje pan?
- (cisza)
I co ja mam powiedzieć?
- Prawdę.
- Dobrze, tylko niech pan wyłączy dyktafon.
Rozmowa o życiu, przeszłości, ludziach, ale bez zbędnego prania brudów, bardzo taktowna. Ten zachowawczy ton, cała ta autoironia, nadaje książce wyjątkowy charakter i sprawia, że czyta się z największą przyjemnością. Anegdoty o powstawaniu poszczególnych filmów i kulisach teatru naprawdę mnie zainteresowały, a łatwość opowiadania, wykpiewania pewnych sytuacji i lekkość dowcipu pana Krzysztofa sprawiają, że płynie się przez tę książkę strona po stronie, rozdział po rozdziale, aż tu nagle... koniec. W dodatku mam wrażenie, że rozmówcy nieźle się dobrali i ta rozmowa za bardzo ich nie zmęczyła. Juliusz Ćwieluch uzupełniał ją na bieżąco o daty, tytuły spektakli i filmów, ale tak subtelnie, że nie zamęcza czytelnika suchymi faktami.
Naprawdę fantastyczna lektura, choć chyba pod warunkiem, że kojarzy się przynajmniej część ról Krzysztofa Kowalewskiego i pewne nazwiska, które się w tej rozmowie pojawiają. "Kocham pana, panie Sułku!" chciałoby się powiedzieć po przeczytaniu tej książki!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz