Uwielbiam wracać do Chmielewskiej. Są książki, które czytałam po kilka razy i doskonale pamiętam - to moje klasyki, do których wracam w ciemno, wiedząc że będę się dobrze bawić. Ale są takie, które czytałam raz... no, może dwa...? grunt, że nie do końca je pamiętam, więc mogę czytać i delektować się niewiedzą co czeka mnie na następnej stronie. Tym razem zatęskniłam właśnie za tym uczuciem i wybrałam "Trudnego trupa".
"Trudny trup" okazał się być rzeczywiście trudny. Nie tyle w czytaniu, co w zrozumieniu, bo Chmielewska namotała tam tak jak tylko ona chyba potrafiła... Jakby nie dość było komplikacji, niedomówień i zawiłości w aferze realnej, to dorzuciła do tego pisany przez Joannę i Martusię równolegle scenariusz. Scenariusz, choć opierać się ma teoretycznie na wydarzeniach prawdziwych, żyje własnym życiem, z własnymi bohaterami i światem. W połowie książki już ani ja, ani bohaterki nie wiedziały o co właściwie chodzi, kto jest kim i czy to się dzieje w rzeczywistości, czy tylko w filmie...
Cała fabuła okraszona jest sercowymi turbulencjami Martusi i ogromną namiętnością obu pań do hazardu. No i oczywiście wszystkie rozmowy odbywają się w domu Joanny, przy piwie, śledziach, serkach i tym podobnych przekąskach, w związku z czym i ja musiałam się dostosować - robiąc sobie drinka i wyciągając z lodówki camembert. Tyle dobrze, że nie poleciałam do kasyna.
Książka fajna, choć nie wywołująca salw śmiechu jak niektóre tej autorki. Plasuje się mniej więcej w środku stawki ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz