Zaczęło się od tego, że jakoś na początku czerwca Morf zapytała mnie czy czytałam kiedyś Muminki. Skupiłam się, rozważyłam i stwierdziłam, że Muminki to ja owszem, ale w dzieciństwie oglądałam. Z książek kojarzę, że czytałam tylko króciutki "Spacer czarownicy", poza tym chyba nic. No jak to, Muminków nie czytałam?! To trzeba nadrobić!
Zaczęłam przeszukiwać internet w poszukiwaniu ebooków i kilka dni temu trafiłam na Muminkowe promocje (chwała UpolujEbooka.pl). Dwie pierwsze części od razu powędrowały do koszyka, a po kilku dniach zabrałam się za lekturę.
"Małe trolle i duża powódź" to pierwsza część opowieści o Muminkach, gdzie dopiero się z nimi zapoznajemy. Muminek i jego Mamusia poszukują słonecznego miejsca do zamieszkania, a jednocześnie mają nadzieję spotkać Tatusia Muminka, który dawno temu odszedł wędrować z Hatifnatami. Po drodze spotykają Ryjka (ale cii! jeszcze nie wiadomo, że Ryjek to Ryjek! na razie jest Zwierzaczkiem) i oczywiście napotykają się na tytułową dużą powódź.
Wciągnęłam się, co dobrze wróży na przyszłość, bo to dopiero pierwsza część, która czytelnika wprowadza w Muminkowy świat. Książeczka jest krótka, około 70 stron, więc przeczytałam ją w jakąś godzinę wieczorem przed snem. Mam 24 lata, etap Muminków myślałam, że mam dawno za sobą, ale przez tę godzinę nie mogłam się oderwać od czytnika. Są dwa możliwe wyjaśnienia tej sytuacji: albo Tove Jansson była naprawdę genialna, a jej opowieści ponadczasowe, albo ja jestem ciągle dużym dzieckiem. Osobiście skłaniam się ku temu, że jedno i drugie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz