Agatha Christie to zdecydowanie jedna z moich ulubionych autorek. W końcu Królowa Kryminału. Stworzony przez nią Hercules Poirot to postać niezwykła i chyba jeden czołowych bohaterów literatury. Uwzględniając to wszystko, dziwne jest, że tak rzadko czytam kryminały Christie. Tym razem sięgnęłam po "A.B.C.", żeby znowu spotkać się z próżnym Belgiem dumnym ze swoich wąsów.
Tym razem Poirot zostaje wyzwany na niezwykły pojedynek - otrzymuje listy od tajemniczego mordercy, podpisującego się A.B.C., a jego zadaniem jest powstrzymanie serii alfabetycznych morderstw. Każda kolejna strona to nowe pytania - kto zabija, dlaczego, jak wybiera ofiary i przede wszystkim: po co poinformował o tym najlepszego detektywa w kraju?
Christie jak zawsze w formie, sprytnie skonstruowała zmyłki i starała się odwieść czytelnika od właściwego rozwiązania. Jestem tak kiepska w odgadywaniu mordercy, że nawet się specjalnie nie wysilałam, po prostu poddałam się akcji książki. Trochę brakowało mi Poirota w tym wszystkim. Dał pokaz dopiero na samym końcu, wcześniej był jakby obok wszystkich wydarzeń.
Nie jest to mój numer jeden w twórczości Agathy Christie, ale zdecydowanie dobrze było do niej wrócić. Muszę to powtórzyć - mam jeszcze tyle przygód Herculesa do nadrobienia... i drugie tyle Manny Marple!
Christie jak zawsze w formie, sprytnie skonstruowała zmyłki i starała się odwieść czytelnika od właściwego rozwiązania. Jestem tak kiepska w odgadywaniu mordercy, że nawet się specjalnie nie wysilałam, po prostu poddałam się akcji książki. Trochę brakowało mi Poirota w tym wszystkim. Dał pokaz dopiero na samym końcu, wcześniej był jakby obok wszystkich wydarzeń.
Nie jest to mój numer jeden w twórczości Agathy Christie, ale zdecydowanie dobrze było do niej wrócić. Muszę to powtórzyć - mam jeszcze tyle przygód Herculesa do nadrobienia... i drugie tyle Manny Marple!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz