Są takie książki, które po prostu istnieją w naszej świadomości. Po prostu były tyle razy adaptowane, parafrazowane i wykorzystywane w każdym możliwym nurcie kultury, że każdy wie mniej więcej o co chodzi. Tak jest w "Opowieścią wigilijną" Dickensa, ale kiedy chwilę się zastanowiłam, okazało się, że nigdy jej nie czytałam. Widziałam inspirowane nią bajki, bajki i filmy w których ktoś komuś ją czytał, przewinęła się przez moją świadomość mnóstwo razy, ale nigdy sama jej nie przeczytałam.
Przy okazji zimowego bookathonu nadarzyła się ku temu okazja - do wyzwania z nieprzeczytaną lekturą szkolną wzięłam na tapetę właśnie "Opowieść wigilijną". I w zasadzie nie wiem co mam teraz napisać, bo przecież każdy wie o czym jest ta książka. Ebenezer Scrooge to wredny sknera, który gardzi świętami i nie ma chyba żadnych ludzkich odruchów. Jest uosobieniem wszystkich najgorszych ludzkich cech i zdecydowanie nie może wzbudzać pozytywnych emocji. Na szczęście pewnej wigilijnej nocy odwiedzają go zjawy, które pokazują mu jakim jest, jakim był i kim się stanie, ale też jacy są inni ludzie i co o nim mówią.
Ta książka ma świetne przesłanie i fantastycznie działa na wyobraźnię.Co prawda każdy dorosły człowiek powinien zawarte w niej prawdy doskonale znać i uważać już za naturalne, ale dla dzieci, jako bajka z morałem sprawdza się świetnie. Poza tym ma uroczy klimat i wprawia w świąteczny, zimowy nastrój. Warto poświęcić trochę czasu (niewiele, bo to krótka książka) w grudniu, żeby sobie ją przypomnieć, albo poznać, jeśli tak jak ja nie mieliście okazji jeszcze jej czytać. A jeśli macie dzieci - to dodatkowo macie genialny pretekst, bo zdecydowanie powinny taką mądrą opowieść poznać! ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz