Od czasu do czasu nachodzi mnie energia i chęć uprawiania sportów. Zazwyczaj po jakimś czasie coś mnie z tej chęci wybija i tak się przygoda kończy, ale do tego czasu trzeba się czymś zająć. Ostatnio też mnie naszło, więc zaczęłam kombinować.
Bieganie odpada, bo nie cierpię biegać odkąd pamiętam.
Jak tylko zacznie się wiosna i zrobi się ciepło, zamierzam jeździć na rowerze do pracy. Takie dwa w jednym, bo i się poruszam, i zaoszczędzę na biletach. Tylko co z tego, jak wiosny na razie nie widać. Rower musi poczekać. W sumie to co roku powtarzam sobie, że będę jeździć na rowerze, a potem i tak nic z tego nie wychodzi...
Miesiąc temu zaczęłam chodzić na Zumbę. Raz w tygodniu godzina takiego skakania daje kopa. Wkręciłam się ;)
Mało mi, więc wróciłam do pływania. Rzuciłam sobie wyzwanie, podwójne właściwie:
Po pierwsze - basen min. 4 razy w miesiącu.
Po drugie - norma to 40 długości, czyli kilometr. Potem już hulaj dusza, ale norma musi być ;) Dorzucam do mojej 'to do list' na 2013.
Kusi mnie jeszcze powrót do ćwiczeń na drążku albo pompek, ale jakoś tak pasywnie kusi. Nie mogę się zmotywować... ;)
ps. A najchętniej to wróciłabym do wspinania. Taką mam ładną ściankę w mieście, a nie mam się z kim wspinać...
Jestem pod wrażeniem, podziwiam to zacięcie sportowe:)
OdpowiedzUsuńTo nie tyle zacięcie, co potrzeba spożytkowania energii :) I może w końcu uda mi się utrzymać jako taką kondycję i nie dyszeć po sprincie do autobusu ;))
Usuńi tak trzymać! wspinaczka musi być wspaniałym przeżyciem, może kiedyś uda mi się spróbować : )
OdpowiedzUsuń