Mówiłam może, że Narnia zrobiła się bardzo sugestywna? To poprawiam na jeszcze bardziej, bo po dwóch czy trzech dniach czytania zaczęła mi się śnić. To był bardzo piękny sen, z intensywnie nasyconymi kolorami, zielonym lasem, centaurami i tańczącymi dookoła faunami. Jeśli śnią ci się fauny, (fauni?) to wiedz, że coś się dzieje...
"Koń i jego chłopiec" to taki powrót do przeszłości. Akcja tej części rozgrywa się w czasach, kiedy na tronie Narnii zasiadał Piotr i jego rodzeństwo - Łucja, Zuzanna i Edmund. Ale to nie oni są tak naprawdę bohaterami, a tytułowy koń. I chłopiec.
Szasta i mówiący koń Bri postanawiają uciec ze swoich domów w Kalormenie i odbyć podróż do Narnii, w poszukiwaniu swoich korzeni i prawdziwego domu. Ucieczka jest oczywiście potajemna (jak to ucieczka) i zagrożona pościgiem, więc muszą być ostrożni, ale jakby tego było mało, po drodze spotyka ich mnóstwo innych przygód.
Traktuję tę książkę jako taką dygresję. bo właściwie nie rozgrywa się w samej Narnii. Po "Srebrnym krześle" zdecydowanie za mało było tu dla mnie mówiących zwierząt i innych narnijskich stworzeń, ważniejsze są tu opisy Kalormeńskich bogaczy, władców i walk. "Koń i jego chłopiec" jest po prostu całkiem inny, co nie znaczy, że gorszy. Przeczytałam na dwa razy, bo akcja jest szybka i wciągająca, no i sama książka jest krótka. Nie będzie to moja ulubiona narnijska historia, ale miło się czytało.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz