Lubię czytać o górach tak samo jak po nich chodzić. Choć może trochę inaczej, bo czytać lubię szczególnie o tych górach, po których chodzić nie miałam okazji. Rekompensuję sobie pięknymi zdjęciami i opisami to, że jeszcze nie widziałam na własne oczy Everestu czy El Capitan. Tym razem podeszłam do tego jeszcze inaczej, bo czytałam o górach, które znam, ale nigdy nie zobaczę ich już takich jakimi były w tej książce. O ile nie cofnę się w czasie o 100 lat.
"W stronę Pysznej" to książka z lat 60, a opowiadająca o wydarzeniach jeszcze wcześniejszych. Stanisław Zieliński prezentuje w niej historię Tatr, narciarstwa w Polsce, wspinaczki i kształtowania się TOPRu. Tytułowa Pyszna, to dawna hala pasterska, na początku XX wieku wyjątkowo popularna wśród tatrzańskich narciarzy. Dla ich potrzeb zaadaptowano tam nawet szałas pasterski, tworząc prowizoryczne ogrzewane piecem schronisko.
Trudno jednoznacznie powiedzieć o czym jest ta książka. Bo to nie jest kronika powstawania TOPRu, choć o Pogotowiu Górskim jest tu bardzo wiele. Nie jest to też biografia Józefa Oppenheima (taternika i narciarza, wieloletniego naczelnika TOPR), choć jest on jedną z najważniejszych postaci. Najtrafniejszym będzie chyba określenie - wspomnienia turystyczne i narciarskie, związane w dużej mierze właśnie z Oppenheimem.
Stanisław Zieliński (z pomocą Wandy Gentil-Tippenhauer, czyli Rudej Wandy, która była świadkiem i bohaterką wielu opisanych w książce wydarzeń) zapisał i tym samym uchronił od zapomnienia wiele fascynujących, zabawnych, czasem tragicznych i niesamowitych historii, którymi żyło Zakopane i Tatry na początku XX wieku. Dla mnie, jako osoby kochającej Tatry, wspinaczkę i narciarstwo, była to książka naprawdę ciekawa. Zostałam wpuszczona do świata, o którym nie miałam do tej pory pojęcia, i który jest dla mnie wręcz trudny do zrozumienia. Bo jak uwierzyć, że kiedyś w Tatrach nie było granic ani ochrony Parku Narodowego (który powstał dopiero w 1955 roku), a narciarze i turyści chodzili gdzie im się podobało, często trafiając niezupełnie tam, gdzie zamierzali. Że nawet samo narciarstwo było technicznie kompletnie inne od tego, które znamy dziś.
Zdecydowanie w czytaniu tej książki pomaga znajomość Tatr, choć minimalna, żeby wiedzieć jak wygląda Dolina Pięciu Stawów albo co znaczy mgła i gradobicie w górach. Pomaga umiejscowić sobie to wszystko w jakichś znajomych realiach. Ale i tak podczas czytania można zostać zaskoczonym, chociażby opowieściami o tajemniczych zaginięciach i dziwnych przygodach, które spotykały wówczas turystów.
Dla mnie czytanie "W stronę Pysznej" było jak czytanie opowieści o Atlantydzie. Dziś Pyszna nie jest już dostępna dla turystów, choć przemierzane przez Oppenheima i innych zbocza wciąż gdzieś tam są. Schroniska już nie ma, bo zostało spalone przez Niemców. Szlaki dawnych wyryp zarosły kosówką i mało kto o nich pamięta...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz