www.annapurna-info.pl |
Całe szczęście, że zabrałam się za czytanie GórFanek w odpowiedniej kolejności - najpierw "W Karakorum 1979 - 1986", a dopiero potem "...powraca w Karakorum". Po pierwsze wiedziałam jak organizacja wypraw i sama wspinaczka wyglądały dawniej i teraz mogłam obserwować jak to się zmieniło. Po drugie wiedziałam o czym czytam, bo dzięki tej pierwszej zapoznałam się już z Karakorum i zapoznałam się z Karakorum Anny Czerwińskiej. Bo choć góry są jedne, to dla każdego są inne, prywatne, kształtowane przez indywidualne odczucia i przeżycia. Karakorum dla Anny Czerwińskiej nie było łaskawe, szczególnie w roku 1986, kiedy była naocznym świadkiem tragicznego sezonu na K2. Po tych wydarzeniach porzuciła te góry na kilkanaście lat. Mimo to w końcu wróciła i postanowiła znów się z nimi mierzyć. I o tych właśnie zmaganiach opowiada w swojej książce.
"GórFanka powraca w Karakorum" to podróż sentymentalna. Dzisiejsze Karakorum zestawiane jest z tym sprzed lat, podobnie jak ludzie, wyprawy, wszystko co związane z himalaizmem. W książce pojawiają się też opowieści o znajdywanych w górach ciałach i przedmiotach, o domysłach do kogo mogły należeć. I to jest to, co najbardziej utkwiło mi w pamięci po lekturze - wszechobecne duchy przeszłości i wspomnienia, które sprawiły, że książka stała się niemalże mistyczna. Oczywiście jest to tylko boczny wątek, ale jednak do mnie przemówił najbardziej. Opowieści o walce z Gasherbrumami, Broad Peak i K2 są jak zwykle niezwykle emocjonujące, napisane w sposób bardzo bezpośredni i błyskotliwy. Absolutnie urzekł mnie zachwyt Pani Anny nad skróceniem czasu karawany (dzięki zbudowaniu drogi i możliwości dojazdu jeepem) i nad tym ile zmieniło się w Pakistanie oraz w sposobie organizowania wypraw.
Jak zwykle zachwyciły mnie zdjęcia, bo bez nich nie byłabym w stanie wyobrazić sobie wysokogórskich obozów i widoków jakie się tam roztaczają. Skłonna jestem wręcz twierdzić, że bez zdjęć nie zrozumiałabym tych książek.
No i na zakończenie posłowie w formie relacji Dariusza Załuskiego ze zdobycia K2 w 2011 roku, która jest taką wisienką na torcie... Chociaż ja po tej wisience przerzuciłam stronę i ze smutkiem stwierdziłam, że to znowu już koniec...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz