www.annapurna-info.pl |
Kolejna książka o tematyce górskiej, czyli to co lubię i co zawsze czytam z zainteresowaniem. Choć przyznam, że gdyby nie przesyłka od wydawnictwa Annapurna, prawdopodobnie bym po nią nie sięgnęła. Na szczęście przeczytałam i nie żałuję, bo dzięki temu wzbogaciłam się o kolejne spojrzenie na Himalaje, himalaizm i ludzi z nim związanych. Zasada "ilu ludzi tyle opinii" ma bowiem zastosowanie także tutaj.
Artur Hajzer to polski taternik, alpinista i himalaista. Dokonał pierwszego zimowego wejścia na Annapurnę, zdobył także między innymi Manaslu, Sziszapangmę, Nanga Parbat, Makalu. Jest autorem projektu Polski Himalaizm Zimowy 2010-2015 i kierownikiem wypraw, które w ramach tego projektu działają.
"Atak rozpaczy" to nie jest radosna książka, opowiadająca o tym jak to w górach jest pięknie i cudownie. Jest jedną z tych książek, które udowadniają jak groźne są góry, jak wiele niebezpieczeństw w nich czyha i jak często wyprawy kończą się porażką lub tragedią. Jednocześnie pokazuje, że często ci ludzie - choć są wyczerpani fizycznie i psychicznie - nadal chcą iść w górę i wykonują tytułowy "atak rozpaczy". Dlaczego? Nie ma jednoznacznej odpowiedzi, ale Artur Hajzer w swojej książce powiedział coś, co zapadło mi w pamięć:
"Widać jak na dłoni, że alpinizm nie jest wolny od pogoni za rekordem. Zresztą nigdy nie był i nie będzie. Chęć dokonania czegoś niezwykłego zawsze towarzyszyła człowiekowi. Gdyby nie to, Staszic nie stanąłby na Łomnicy a Hillary i Tenzing na Evereście. Tak więc nie bójmy się przyznać, że faktycznie w górach szuka się liczb, które podobnie jak w innych dyscyplinach będą mogły wykazać, kto jest najlepszy."
I w tym momencie zaczęły mi opadać z oczu klapki. Zrozumiałam, że nie ma sensu dopisywać do himalaizmu światłych ideologii, bo to wyścig jak każdy inny. Wynikający z pasji, miłości i oczarowania górami, ale jednak wyścig. Ostatecznie zrozumiałam to kiedy Artur Hajzer pisał o Jerzym Kukuczce, który zginął próbując zdobyć południową ścianę Lhotse - pomimo wcześniejszych niepowodzeń i wypadków. I tak jak napisał Hajzer, nie ma w tym nic złego, bo tak rodzą się sukcesy. Cały problem polega na tym, aby wiedzieć kiedy powiedzieć "stop". Trochę jak w hazardzie - można iść do kasyna, świetnie się bawić i nawet mieć z tego korzyści. Jest ryzyko, jest zabawa. Pod warunkiem, że w odpowiednim momencie odejdzie się od stołu i zakończy tę zabawę z godnością, i bez większych strat. Różnica polega na tym, że w Himalajach brak tej lampki kontrolnej może kosztować życie.
Za każdym razem, kiedy czytam książkę o tematyce górskiej, najbardziej pochłania mnie warstwa psychologiczna - relacje między ludźmi i to co nimi kieruje. Tu jest tego sporo, a jest tym ciekawiej, że tekst pochodzi z roku 1994. W nowym wydaniu (2012) nic nie zostało zmienione, autor dodał jedynie wstęp i posłowie. Dzięki temu całość jest bardziej autentyczna, bo od opisywanych wydarzeń minęło wówczas zaledwie kilka lat. Ponadto opisy wypraw są dość szczegółowe, opatrzone krótkimi notkami biograficznymi niektórych ich uczestników oraz zdjęciami, na których zaznaczone są pokonywane trasy. Za te i inne zdjęcia po raz kolejny ogromny plus dla książek Annapurny - w końcu żaden opis nie działa na wyobraźnię tak, jak zdjęcie namiotu zasypanego po sam czubek śniegiem!
"Atak rozpaczy" ma też wady, a właściwie jedną zasadniczą - układ. Książka jest bardzo chaotyczna, opisy poszczególnych wypraw są przerywane opisami innych, które odbywały się w różnych latach i dygresjami. Wszystkie są bardzo ciekawe, ale mnie wytrącało to z wątku i czasem trudno było mi się już połapać kto, jak, gdzie, z kim i dlaczego właściwie... W wydaniu Annapurny na każdej stronie znajduje się pasek, informujący co jest na niej opisywane. To pomaga nieco w orientacji, ale i tak ten chaos w relacjach mnie drażnił. Nie do końca podoba mi się też okładka, ale to już kwestia gustu ;)
Książka Artura Hajzera to w moim odczuciu propozycja dla pasjonatów. Kogoś będącego poza tematem "ataki rozpaczy" mogą zrazić do himalaizmu i pozostawić wrażenie (nota bene słuszne), że jest to igranie ze śmiercią. Ktoś, kto nie rozumie himalaizmu z pewnością nie zrozumie "Ataku rozpaczy" i będzie sobie tylko zadawał pytania w stylu "po co?" i "dlaczego?". Po co iść dalej, jeżeli praktycznie nie ma szans na zwycięstwo?
fot. national-geographic.pl
ps. W posłowiu autor wspomina o akcji ratunkowej po lawinie pod Mount Everest, dzięki której udało się sprowadzić Andrzeja Marciniaka (jedynego ocalałego). W lawinie zginęli wówczas Eugeniusz Chrobak, Mirek Dąsal, Mirek Gardzielewski, Zygmunt A. Heinrich i Wacław Otręba. Dziś, jak się dowiedziałam, przypada 24 rocznica tej tragedii. Tak mi się z końcem czytania zbiegło.
Za każdym razem, kiedy czytam książkę o tematyce górskiej, najbardziej pochłania mnie warstwa psychologiczna - relacje między ludźmi i to co nimi kieruje. Tu jest tego sporo, a jest tym ciekawiej, że tekst pochodzi z roku 1994. W nowym wydaniu (2012) nic nie zostało zmienione, autor dodał jedynie wstęp i posłowie. Dzięki temu całość jest bardziej autentyczna, bo od opisywanych wydarzeń minęło wówczas zaledwie kilka lat. Ponadto opisy wypraw są dość szczegółowe, opatrzone krótkimi notkami biograficznymi niektórych ich uczestników oraz zdjęciami, na których zaznaczone są pokonywane trasy. Za te i inne zdjęcia po raz kolejny ogromny plus dla książek Annapurny - w końcu żaden opis nie działa na wyobraźnię tak, jak zdjęcie namiotu zasypanego po sam czubek śniegiem!
"Atak rozpaczy" ma też wady, a właściwie jedną zasadniczą - układ. Książka jest bardzo chaotyczna, opisy poszczególnych wypraw są przerywane opisami innych, które odbywały się w różnych latach i dygresjami. Wszystkie są bardzo ciekawe, ale mnie wytrącało to z wątku i czasem trudno było mi się już połapać kto, jak, gdzie, z kim i dlaczego właściwie... W wydaniu Annapurny na każdej stronie znajduje się pasek, informujący co jest na niej opisywane. To pomaga nieco w orientacji, ale i tak ten chaos w relacjach mnie drażnił. Nie do końca podoba mi się też okładka, ale to już kwestia gustu ;)
Książka Artura Hajzera to w moim odczuciu propozycja dla pasjonatów. Kogoś będącego poza tematem "ataki rozpaczy" mogą zrazić do himalaizmu i pozostawić wrażenie (nota bene słuszne), że jest to igranie ze śmiercią. Ktoś, kto nie rozumie himalaizmu z pewnością nie zrozumie "Ataku rozpaczy" i będzie sobie tylko zadawał pytania w stylu "po co?" i "dlaczego?". Po co iść dalej, jeżeli praktycznie nie ma szans na zwycięstwo?
Za udostępnienie książki serdecznie dziękuję wydawnictwu Annapurna.
fot. national-geographic.pl
ps. W posłowiu autor wspomina o akcji ratunkowej po lawinie pod Mount Everest, dzięki której udało się sprowadzić Andrzeja Marciniaka (jedynego ocalałego). W lawinie zginęli wówczas Eugeniusz Chrobak, Mirek Dąsal, Mirek Gardzielewski, Zygmunt A. Heinrich i Wacław Otręba. Dziś, jak się dowiedziałam, przypada 24 rocznica tej tragedii. Tak mi się z końcem czytania zbiegło.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz