Wiedeń w 40h (cz. I)

Spontaniczne decyzje są najlepsze. Ta zasada sprawdza się w 99% przypadków, a ten jeden pozostały procent to wyjątek potwierdzający regułę. Jakoś w połowie lipca Polski Bus wypuścił pulę biletów na jesień. Krótki namysł "gdzie by tu pojechać", decyzja o Wiedniu i *puff!* są bilety. Ostatecznie podróż kosztowała mniej niż pociąg z Katowic do Wrocławia i śmiać mi się chciało, kiedy dwa tygodnie temu sprawdzałam ile kosztują takie bilety na kilka dni przed wyjazdem, bo tyle to miałam przeznaczone na cały wyjazd.

Zdecydowaliśmy się na jazdę nocnymi autobusami i jeden nocleg w Wiedniu. Hotel zarezerwowaliśmy przez któryś z serwisów internetowych, też w promocji. Na kilka tygodni przed wyjazdem zaczęłam powoli planować wyjazd. Bo przecież jest tyle do zobaczenia, a mamy tylko dwa dni. Zaopatrzona w przewodnik zaznaczałam to co chcemy zwiedzić, zaklejałam kolorowymi zakładkami. Zapisałam sobie nawet wstępny plan co zobaczymy w którym dniu i w jakiej kolejności, ale wszystko i tak zmieniało się na bieżąco.

sklep.polskaniezwykla.pl
Przy okazji dwa słowa o przewodniku. Kupiłam „pocket explore! guide” ExpressMap, a zdecydowałam się na niego z kilku powodów. Po pierwsze jest podzielony na kilkanaście wycieczek (czy raczej obszarów), więc autor sam już proponuje co i w jakiej kolejności zwiedzać. Po drugie był w komplecie z laminowanym planem miasta, a w samym przewodniku też znajdują się mapki poszczególnych dzielnic. Jak się potem okazało, jest też plan linii metra - przydatna rzecz. Poza tym jest lekki i poręczny - na takie łażenie z plecakiem idealny. Obszerniejszego przewodnika nie chciałoby nam się nosić, a na te dwa dni taka "pigułka" była idealna. Cena też była przystępna.

Cmentarz st. Marx
Do samego Wiednia dojechaliśmy jeszcze w ciemności, bo Polski Bus znowu nas zaskoczył i nadrobił po drodze godzinę. Tak więc zaczęliśmy dzień o 5:30, niewyspani, zmęczeni i bez pomysłu co dalej. Bo przecież o godzinie 6 rano wszystko jest pozamykane. Wypiliśmy herbatę w mcDonaldzie przy stacji metra i skierowaliśmy się do centrum. Ta sytuacja miała swoje dobre strony. To chyba jedyna pora, kiedy można zobaczyć tak ładnie oświetlone i puste ulice w sercu miasta. Krążyły tylko śmieciarki i pracownicy powoli budzący do życia swoje sklepy. Przeczekaliśmy do rozsądnej godziny błądząc po okolicy i pijąc kolejną herbatę, tym razem w Starbucksie. W końcu ruszyliśmy w stronę cmentarza St. Marx, na który się uparłam, bo lubię cmentarze. I słusznie się uparłam, bo tam ładnie było. Po powrocie spędziłam kilkadziesiąt minut przeszukując wikipedię w trzech językach, żeby się dowiedzieć czyj grób sfotografowałam (ale udało się!).

Bardzo szybko przekonaliśmy się też, że komunikacja miejska w stolicy Austrii jest świetnie zorganizowana. Pięć linii metra dociera niemal wszędzie, a pociągi kursują co 2-6 minut. Jeżeli gdzieś nie dociera metro, to na pewno można tam dojechać tramwajem, które też kursują często. Na tyle często, że raz udało nam się przepuścić dwa przechodząc przez skrzyżowanie. Jeżeli jakimś cudem jedziesz w miejsce, gdzie nie ma ani metra, ani tramwaju, z całą pewnością jeździ tam autobus, albo S-bahn, albo jeszcze jakiś inny rodzaj pociągów, których już nie ogarnęłam. I na to wszystko obowiązuje jeden rodzaj biletów (48-h za €12,40). Poza tym metro intuicyjne, a na każdym przystanku wygłaszany jest komunikat jakie linie z niego kursują (tramwaje, metro itd.). Gdyby nie to z całą pewnością nie udałoby nam się zobaczyć tak dużo, bo połowę dnia stracilibyśmy na przemieszczanie się.

Ogrody Belwederu
Powoli skierowaliśmy się w stronę Belwederu, po drodze zahaczając o kilka innych miejsc (m.in. Kościół Polski, do którego nie dało się wejść i klasztor Salezjanek, gdzie do kościoła zajrzeliśmy tylko przez szybę, bo niestety też było zamknięte...). Z góry założyliśmy, że raczej nie będziemy wchodzić do muzeów, bo szkoda nam na to czasu i pieniędzy. Dlatego oglądaliśmy głównie to co było dostępne za darmo i np. w Belwederze spacerowaliśmy tylko po ogrodach, podziwiając budynek z zewnątrz. Dalej skierowaliśmy się w stronę Ratusza i Parlamentu. 

Po tych kilku godzinach chodzenia z plecakami byliśmy już nieźle zmęczeni, więc ruszyliśmy w kierunku hotelu. Hotel in Hernals okazał się być na końcu świata (ale potem okazało się, że jeździ tam tramwaj), ale nie było trudno go znaleźć. Znacznie trudniej było zrozumieć recepcjonistę, który co prawda mówił płynnie po angielsku, ale miał silny niemiecki akcent, ale i to się udało (chociaż do dziś brzmi mi w uszach, że doba hotelowa kończy się o „ten dirty”...). Sam hotel (czy raczej hostel) był przyzwoity, chociaż bez szału, raczej skromny. Za to wielki tak, że pokoje oznaczone są kolorami i kierują do nich strzałki. Około 17:00 wyszliśmy ponownie w teren, z zamiarem zjedzenia czegoś i dostania się do Prateru. Jedzenie padło na bar w jednej ze stacji metra, gdzie sprzedawali całkiem dobrą pizzę na kawałki. Pizza na kawałki to jest w ogóle powszechna rzecz, można ją tam dostać na co drugim rogu i smakuje naprawdę nieźle. Po drodze do Prateru przeszliśmy się obok Domu Hundertwassera i Domu Sztuki. Tutaj pożałowałam, że jest tak późno, bo chciałam wejść do znajdującej się naprzeciwko Domu Hundertwassera „Village”, ale właśnie zamykali.

Wiener Riesenrad
Wieczorna wizyta w Praterze była za to świetnym pomysłem. Obowiązkowym punktem programu było przejechanie się tym słynnym diabelskim młynem, co oczywiście zrealizowaliśmy. Piękna panorama na oświetlone miasto i mieniący się kolorami Prater. Warto! Gdybym była tam ponownie przejechałabym się jeszcze raz, w dzień. Był wieczór  w środku tygodnia i po sezonie, więc nie było zbyt wielu ludzi i mogliśmy się w spokoju przespacerować między kolorowymi karuzelami. Niektóre naprawdę robiły wrażenie i przerażały lekko nawet mnie (a ja uwielbiam takie atrakcje!).

c.d.n.

7 komentarzy:

  1. Też się do Wiednia wybieram i też mam mało czasu. Chciałabym jak najwięcej zobaczyć!
    Wiem od znajomych, że taki Wiedeń to przynajmniej trzy dni intensywnego zwiedzania. A ja tyle nie mam! :D Twój opis napewno mi pomoże stworzyć jakiś plan zwiedzania :)
    Muzea również sobie odpuszczę (szkoda mi głównie czasu), całego Wiednia też raczej nie ogarnę :)
    Zwiedzę część, a resztę zostawię na następny raz :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hmm, trzy dni byłyby dla mnie optymalne. W ten jeden dodatkowy dzień zaliczyłabym dwa czy trzy miejsca, do których nie zdążyłam (np. Village i pokaz ćwiczeń koni, który jest przed południem, dowiedziałam się po fakcie niestety...), ewentualnie jeszcze podjechała do jakiegoś muzeum, albo weszła do jakiegoś wnętrza. Będąc w Praterze całkiem zapomniałam żeby poszukać Republiki Kugelmugel i teraz żałuję :( Ale wystarczyło nam te dwa dni, pod koniec już nie wiedzieliśmy co ze sobą zrobić, wszystko co najważniejsze "zaliczyliśmy".

      Problem jest taki, że człowiek nie wie ile zdąży zwiedzić w te dwa dni i nie chce planować za dużo, dlatego ja o paru rzeczach zapomniałam, bo nie spodziewałam się, że tak łatwo będzie się przetransportować z jednego końca miasta na drugi ;)

      Usuń
    2. Właśnie w sumie najbadziej się boję przemieszczania się z jednego punktu w mieście do drugiego. Że za dużo czasu mi to zabierze. Ale skoro mówisz, że komunikacja w Wiedniu jest na fajnym poziome to super, bardzo się cieszę, już teraz :))

      Usuń
    3. Mnie to zaburzyło program trochę ;) Bo zakładałam, że np. do Belwederu czy do Shonbrunn będzie trzeba dojechać kawałek, więc zanim się tam dostaniemy, zanim trafimy ze stacji do celu to minie kupa czasu. A okazywało się potem, że stacja jest praktycznie naprzeciwko pałacu, a dojazd to było 6 stacji metra i zleciał błyskawicznie :) Tylko trzeba uważać, żeby wsiąść w dobrym kierunku, bo ja się dwa razy pomyliłam i musiałam wracać :D

      Usuń
    4. :)) OK, będę uważać! :)
      Chociaż znając mnie to i tak nie raz coś pomylę i przekręce :)

      Usuń
  2. Chętnie wybrałabym się do takiego pięknego miasta :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W erze tanich lotów i przewozów wszystko jest bliżej niż się wydaje :)

      Usuń

12 książek w 2016 30-day book challenge Aerosmith Agatha Christie Agnieszka Osiecka akcje Al Pacino album Aleksandr Domogarow Angelus Anna Czerwińska Artur Andrus Åsa Hellberg Austria Bałkany BELLONA Benedict Cumberbatch Bieg dla Słonia biografie Black Sabbath blog Blossom Street blues Blues Brothers bookathon Bookrage Boris Akunin Budka Suflera Bytom C.S. Lewis Camilla Läckberg Carey Mulligan Carta Blanca CeZik challenge Chyłka i Zordon Cormoran Strike curling CZARNA SERIA czas czasopisma Dania DePress detektywistyczne Disney dla dzieci dokument Dorothy Allison dramat Druga Strona dyskusje czytelnicze ebook Edguy Editio Erast Fandorin Eryk Lubos Ethan Coen fantasy felietony festiwal film folk GaDMu Trio Gok Wan Goran Bregović Górny Śląsk góry gry Grzegorz Wilk Halina Poświatowska Hercules Poirot historia Hołownia horror Impact Fest 2014 impreza plenerowa internet islam Jacek Hugo-Bader jak żyć?! James Frey Jason Hunt jazz Jeremy Clarkson Jerzy Kukuczka jesień języki językoznawstwo Jo Nesbø Joanna Chmielewska Jodi Picoult Joel Coen John Cleese Julian Tuwim Juliusz Machulski Jurij Andruchowycz Jurij Drużnikow Justin Timberlake Karin Stanek Karkonosze Katowice Keira Knightley Kinga Preis KLIN kobiety komedia komiksy koncert konkurs Korona Gór Polski kryminały Kryminały przedwojennej Warszawy Książkowe Klimaty Lao Che Larry Winget linki literatura literatura młodzieżowa literatura ukraińska małe szczęścia Małgorzata Saramonowicz Marcin Dorociński Marek Niedźwiecki Maria Czubaszek Marian Dziędziel Mark Ruffalo metal Męskie Granie Michał Gasz Mieczysław Bieniek miejsca Miesiąc Spotkań Autorskich Miłoszewski Mitch Albom moje wyprawy Monika Jaruzelska Monika Szwaja Monty Python motivation Muminki muzyczny muzyka Nasza Księgarnia Niekryty Krytyk non-fiction obyczajowe Oddział Zamknięty opowiadania Opowieści z Narnii Oscar Isaac Partynice Peter J. Birch Piotr Goljat piwo playlista płyty po angielsku podróże Podsumowania i plany poezja poezja śpiewana polecam Polska pop postapokalipsa power metal Pozaświatowcy Prokop Prószyński i S-ka Remigiusz Mróz reportaż Republika Robert Galbraith Robert Więckiewicz rock Rosja rower saga rodzinna satyra seria DEMONY seria NA BRZEGU seria ŻYWOTY NIEŚWIĘTYCH serial Shakin' Dudi ShaleyesH share week Sherlock Holmes sitcom słowa słownik Smarzowski społeczeństwo sport spotkanie autorskie stadion stosik Sudety Szare Szeregi Szwecja świąteczne T.LOVE Tatry technologia Teodor Szacki Tomek Tomczyk top 10 Top Gear TRAVELIN Trójka Ukraina Wanted (dead or alive) ważki wishlist Władysław Pasikowski wojna Wolne Lektury Woodstock Woody Allen wROCK for Freedom Wrocław Wydawnictwo Agora Wydawnictwo Amber wydawnictwo Annapurna Wydawnictwo Czarna Owca wydawnictwo Czarne Wydawnictwo Czerwone i Czarne wydawnictwo Czwarta Strona wydawnictwo Dobra Literatura Wydawnictwo Dolnośląskie Wydawnictwo Drugie Piętro Wydawnictwo G+J wydawnictwo Helion Wydawnictwo Insignis Wydawnictwo Literackie Wydawnictwo Mira Wydawnictwo MUZA wydawnictwo Red Horse wydawnictwo SOL wydawnictwo Sonia Draga Wydawnictwo W.A.B. wydawnictwo Wielka Litera Wydawnictwo ZNAK wyścigi konne wywiad wyzwania Zakopower zapowiedzi Zielona Sowa