Monika Szwaja kilka lat temu trafiła do (zaszczytnego, a jakże!) grona moich ulubionych autorów. Ujęła mnie językiem, humorem i bohaterami, którzy od razu wzbudzają sympatię. Od tego czasu śledzę właściwie wszystko co napisze, więc i "Anioła w kapeluszu" nie mogłam przegapić. Dziś w nocy do 2:30 czytałam ("Jeszcze kawałeczek!"), żeby dowiedzieć się co będzie dalej i jak cała sprawa się skończy. Wierzcie mi - gdyby książka była słaba, to bym wybrała jednak sen!
"Anioł w kapeluszu" to opowieść, w której splatają się historie kilku osób. Cenionej profesor Jaśminy, która zmaga się z dojmującą samotnością, młodego Jonasza, którego rodzice doprowadzają do prawdziwej nerwicy, nieszczęśliwej Mirandy, która zmaga się z depresją i Mirona, który z niewiadomych przyczyn wiedzie życie kloszarda. Do tego dochodzi Masza - psica (suka w sensie) nie mniej zraniona niż otaczający ją ludzie i mająca nie mniejszy wkład w całą tą zbiorową terapię.
Brzmi smutno i depresyjnie, ale książka wcale taka nie jest. Bohaterowie, których los niespodziewanie styka ze sobą w najlepszym możliwym dla nich momencie, knują intrygę nie do końca zgodną z prawem (a właściwie całkiem niezgodną i karalną). Pomagają sobie wzajemnie i głęboko się zaprzyjaźniają lecząc swoje mocno poharatane dusze.
Smaczku dodaje obecność bohaterów już znanych miłośnikom prozy pani Moniki. Wspomniana Miranda to bohaterka "Zupy z ryby fugu". Wraz z nią pojawiają się oczywiście Lila, Róża, Sasza Winogradow i inne szalone osobowości. Mimo wszystko nie można chyba powiedzieć, że to kontynuacja "Zupy z ryby fugu", po prostu fabuła tej książki została wykorzystana w kolejnej. Spokojnie można czytać "Anioła..." nie znając poprzednich powieści Moniki Szwai, choć zdecydowanie wiele się traci nie znając dokładnie losów bohaterów.
"Anioł w kapeluszu" to świetna, niebanalna rozrywka. Lekka, ale w gruncie rzeczy poruszająca. Kilka razy śmiałam się głośno, wielokrotnie uśmiechałam pod nosem, czasem się wzruszyłam. I nie mogłam się oderwać. Optymistyczna i dobrze się kończąca (a niech tam, tyle Wam mogę zdradzić!) opowieść o przyjaźni, miłości i ludziach gotowych do pomocy nawet obcemu. Chyba nawet w sam raz na Święta!
"Anioł w kapeluszu" to opowieść, w której splatają się historie kilku osób. Cenionej profesor Jaśminy, która zmaga się z dojmującą samotnością, młodego Jonasza, którego rodzice doprowadzają do prawdziwej nerwicy, nieszczęśliwej Mirandy, która zmaga się z depresją i Mirona, który z niewiadomych przyczyn wiedzie życie kloszarda. Do tego dochodzi Masza - psica (suka w sensie) nie mniej zraniona niż otaczający ją ludzie i mająca nie mniejszy wkład w całą tą zbiorową terapię.
Brzmi smutno i depresyjnie, ale książka wcale taka nie jest. Bohaterowie, których los niespodziewanie styka ze sobą w najlepszym możliwym dla nich momencie, knują intrygę nie do końca zgodną z prawem (a właściwie całkiem niezgodną i karalną). Pomagają sobie wzajemnie i głęboko się zaprzyjaźniają lecząc swoje mocno poharatane dusze.
Smaczku dodaje obecność bohaterów już znanych miłośnikom prozy pani Moniki. Wspomniana Miranda to bohaterka "Zupy z ryby fugu". Wraz z nią pojawiają się oczywiście Lila, Róża, Sasza Winogradow i inne szalone osobowości. Mimo wszystko nie można chyba powiedzieć, że to kontynuacja "Zupy z ryby fugu", po prostu fabuła tej książki została wykorzystana w kolejnej. Spokojnie można czytać "Anioła..." nie znając poprzednich powieści Moniki Szwai, choć zdecydowanie wiele się traci nie znając dokładnie losów bohaterów.
"Anioł w kapeluszu" to świetna, niebanalna rozrywka. Lekka, ale w gruncie rzeczy poruszająca. Kilka razy śmiałam się głośno, wielokrotnie uśmiechałam pod nosem, czasem się wzruszyłam. I nie mogłam się oderwać. Optymistyczna i dobrze się kończąca (a niech tam, tyle Wam mogę zdradzić!) opowieść o przyjaźni, miłości i ludziach gotowych do pomocy nawet obcemu. Chyba nawet w sam raz na Święta!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz